poniedziałek, 24 października 2011

Slow-life

Spotkały się dwie koleżanki po latach. Alicja ma mały domek, męża leśniczego, trójkę dzieciaków i pracę w domu. Ewa z mężem i synem mieszka w mieście - oboje pracują w kilku miejscach. Wydawałoby się okoliczności przesądzają o sposobie ich życia.
            Wyszły na spacer. Ta pierwsza leci przodem za rękę ciągnąc trzyletnią córeczkę, która wyraźnie nie nadąża. Druga zatrzymuje się przy każdym kamieniu, który synek w podobnym do dziewczynki wieku ogląda ze skupieniem, a potem pakuje do kieszeni.
Alicja  w końcu bierze córkę na ręce, ogląda się za koleżanką i sapie zdyszana:
-        Jak wy to robicie, że mały chodzi z wami na takie długie spacery?
-        To my chodzimy z nim.
          

To nie praca, miejsce zamieszkania lub wielkość rodziny determinują sposób życia – a przynajmniej nie tylko.

Czy godzina w środku dnia na odebranie dziecka z przedszkola i powrót do domu piechotą to strata czasu? Być może w pewnych okolicznościach tak jest. Czas przygotowań do własnego ślubu, świąt lub innych uroczystości może być krokiem bliżej do zawału... lub dłuższym celebrowaniem tej okazji. A własny dom lub mieszkanie? Czy to tylko skarbonka bez dna czy miejsce na odpoczynek, a nawet sposób wyrażenia siebie? 

Slow life wymaga treningu umiejętności organizowania dnia codziennego, ale w zamian daje dłuższe i zdrowsze życie. Sposób życia to nasz własny wybór. Uważne słuchanie i szacunek do siebie i swoich najbliższych.
Monika Rudy-Muża

piątek, 14 października 2011

Elevator Pitc

Temat, krótkiej autoprezentacji w dzisiejszych czasach jest bardzo istotny, dlatego zachęcam do wygospodarowania sobie trochę czasu na „ułożenie w głowie” kim według siebie jesteśmy i co chcemy przekazać naszemu rozmówcy. Metoda mini-prezentacji o której mowa pochodzi od nazwy „Elevator Pitc”  i odzwierciedla ideę w której jest możliwe zainteresowanie drugiej strony naszą osobą lub naszym produktem w czasie 30 sek do 60 sek – w zależności od tego jak długo jedziemy windą : )

Często nie wiemy co powiedzieć rozmówcy próbując wytłumaczyć czym się zajmujemy zawodowo, albo według jakich wartości żyjemy. Umiejętność prostego przekazu skomplikowanych zagadnień wcale nie jest ani łatwa ani oczywista. Dlatego właśnie każdy z nas powinien się do tego przygotować.

Marzysz o pewnym stanowisku w nowej firmie, chcesz zdobyć kontakt do kogoś z kim od dawna chcesz się poznać, sprzedajesz swój produkt lub po prostu ktoś poprosił Cie o to abyś opowiedział coś o sobie.  
Wyobraź sobie wsiadasz do windy i … pełne zaskoczenie; w windzie jest prezes który może Cię zatrudnić, osoba która zna właśnie tę z którą chcesz się zapoznać lub inna ktoś inny, kto wzbudza twoje zainteresowanie. Spędzisz z nim kilka chwil na małej, zamkniętej przestrzeni.



Masz 30-60 sekund na powiedzenie kim jesteś, co robisz i co z twojej obecności może dobrego dla niego wyniknąć. Jeśli uda ci się zainteresować rozmówcę, to być może uzyskasz kilka upragnionych minut z nim w gabinecie, aby dopiąć interesu lub nawiążesz ciekawy kontakt czy wymienisz się wizytówką.  Jeśli nie będziesz potrafił zainteresować rozmówcy wysiądziesz z windy myśląc, że mogłeś wykorzystać tą szansę, ale nie byłeś dobrze do tego przygotowanym. Co robić? Jak to rozegrać?


Istnieje wiele formatów na tego typu sytuację, która może przydarzyć się także w innych okolicznościach, nie tylko w windzie. Wyzwaniem jest prosty przekaz o tym kim jesteś, co robisz i jakie korzyści wynikną z twojej obecności. Warto sobie taki przekaz dokładnie zapisać i poćwiczyć „na sucho”.

Format, który jest efektywny i który można układać elastycznie w zależności od sytuacji:
·         Jestem  - twoje stanowisko/tytuł/pozycja
·         Pomagam moim klientom w ……- 2-3 rzeczy, które robisz dla swoich klientów
·        Po to, aby oni….-1-3 korzyści dla klientów wynikające z twoich usług/produktów

Więc do dzieła – stwórz swoją autoprezentację, która przyda Ci się w przysłowiowej windzie.





piątek, 7 października 2011

Sztuka moją pasją

Przyszła do mnie ostatnio absolwentka Akademii Sztuk Pięknych.
Rozmawiałyśmy o pasjach, kreatywności i praktyczności. O tym jak ciężko jest uzyskać niebieski odcień na biszkoptowych filiżankach i o tym, że łączenie różnych form sztuki jest ekscytującym i rozwijającym doświadczeniem. O tym,że nie zawsze trzeba mieć natchnienie, doświadczenie czy warsztat, żeby odkryć w sobie jakąś umiejętność,która może przerodzić się w pasję. Zaczęłyśmy przygotowywać ofertę warsztatu malowania na jedwabiu, więc zaczęłam dopytywać się ,jaki był początek jej przygody z jedwabiem.


Popijając herbatę opowiadała ....
” Moja przygoda z malowaniem na jedwabiu zaczęła się w momencie ,kiedy wiele, wiele lat temu moja mama poplamiła drogą jedwabną bluzkę i ,chcąc pozbyć się plamy, użyła wybielacza. Bluzka całkowicie straciła kolor i nie nadawała się do noszenia, ale fason i szlachetność jedwabiu sprowokował mnie do szukania sposobu na ratowanie bluzki. Pofarbowałam tkaninę ,namalowałam na niej wzory i miałam piękną, oryginalną ,niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju rzecz,która tak mocno mnie wyróżniała wśród innych. Ten eksperyment spowodował natłok kolejnych pomysłów i poszukiwanie kolejnych sposobów i technik malowania tkanin. Rozbudził moją ciekawość i zachęcił do kolejnych poszukiwań. Teraz po latach znajomi ze szkoły wspominają moje kreacje ,które sama szyłam ,zdobiłam, przeszywałam i malowałam. To fajne uczucie wyrażać i kreować w taki sposób swoją indywidualność.”


Historia na tyle mnie wciągnęła, że postanowiłam przekazać ją innym. Pokazuje ona, że warto szeroko otworzyć umysł i tworzyć. Wcale najlepszym rozwiązaniem nie jest wyrzucenie zniszczonego przedmiotu czy stroju.  Wszystko może mieć przysłowiowe „drugie życie”. Więc uczmy się twórczości przez sztukę, nigdy nie wiadomo kiedy ta umiejętność nam się przyda : )

p.s. Oczywiście Beata, której historia dotyczy, przekaże wszystkie tajniki malowania na jedwabiu uczestniczkom kursu. A wtedy mam nadzieję, nie tylko zniszczone rzeczy ożyją, ale również te smutne nabiorą nowego radosnego wyglądu.